-„Obrazy malowane z natury” wzięły się stąd, że ja jakoś nie wierzę w tę cywilizację. Pewnie powinienem rzucić malowanie, bo farby, pędzle, blejtramy są przecież wytworami tej cywilizacji, samochód, który mnie wiezie na wieś, piła, którą rżnę drewno w przerwach w malowaniu – stwierdza artysta. Jak sam podkreśla, odstaje od świata, w którym pieniądze są ważnym celem. Sprawnie kreuje swój wizerunek antyintelektualisty, ale to tylko pozory. Ostatnią wystawą udowadnia, że artyzm polega też na naśladowaniu lub kopiowaniu codzienności.
– Dlaczego las, albo pole miałbym malować z pamięci, używając jakiejś rozbuchanej fantazji, albo ze zdjęcia? Jeśli chcę namalować cokolwiek, idę tam, patrzę i maluję, a ten dziwny czuły lub nieczuły mechanizm, którym jestem, zapisuje na blejtramie, to co widzę i czuję. Najważniejsze jest spotkać się bezpośrednio z obiektem, modelem – podkreśla malarz, wyjaśniając w jaki sposób powstały jego obrazy.
Jego koledzy z Galerii Podlaskiej potwierdzają, że Adam Korszun jest jednym z nielicznych obecnie twórców, który maluje z natury, a nie ze zdjęć, jak większość współczesnych malarzy. Kiedyś znany był z obrazów przedstawiających mroczne kobiety, przypominające zjawy z zaświatów, później malował kolorowe kręgi i planety. Obrazy zaprezentowane na obecnej wystawie są odbiciem napotkanej rzeczywistości. Wśród nich sporo jest portretów, w tym także autoportretów, a poza tym pejzaże: park Radziwiłłowski z jego zabytkowymi budowlami, lasy, wiejskie domki, przydomowe ogródki. Pośród starszych prac nie brakuje kompozycji tzw. martwej natury.
- Niektóre obrazy sprawiają wrażenie niedokończonych i takie właśnie są, bo malowanie z natury to uchwycenie chwili, czyli czegoś bardzo ulotnego. Kiedy ona przeminie nie można do niej wrócić, odtworzyć – mówił ich autor podczas wernisażu.
Korszun jest znany w bialskim środowisku także z innej działalności. Oprócz malowania zajmuje się m.in. aktorstwem – działa w Teatrze Słowa – oraz tworzeniem scenografii do przedstawień teatralnych.
Podczas wernisażu zachęcał licznie przybyłych widzów do wspólnego malowania. Do tego celu przygotowano duży karton papieru, który został rozpięty na jednej ze ścian Galerii. Na początku za pędzle i farby chwyciły dzieci. Zachęceni ich entuzjazmem dorośli nie dali się długo prosić autorowi wystawy i wsparli dzieło milusińskich swoim większym lub mniejszym wkładem artystycznym. W sumie powstało dzieło złożone z przeróżnych symboli, obrazków, kropek, linii, a nawet odcisków palców czy całych dłoni. I o to właśnie chodziło, by poczuć radość tworzenia.