„Obrazy malowane z natury” wzięły się stąd, że... ja, jakoś nie wierzę w tę cywilizację,pewnie powinienem rzucić i malowanie, bo farby, pędzle, blejtramy są przecież wytworamitej cywilizacji, samochód który mnie wiezie na wieś i piła, którą rżnę drewno, w przerwach w malowaniu. My wszyscy nie możemy się skupić, ale podejrzewamy, że „coś nie jest tak”, zupełnie jak bohaterowie wielu książek Philipa Dicka. Więc ja postanowiłem sprawdzić jak wygląda prawdziwy świat. Dlaczego las albo pole miałbym malować z pamięci, używając jakiejś rozbuchanej fantazji albo (nie daj boże!) ze zdjęcia. Jeśli chcę namalować cokolwiek, idę tam gdzie to cokolwiek jest, patrzę i maluję, a ten dziwny, czuły lub nieczuły mechanizm, ten sejsmograf, którym jestem, zapisuje na blejtramie, to co widzę i czuję, najlepiej, najprawdziwiej, zupełnie jak Jan van Eyck - „najlepiej jak umiem”. Już pal sześc szczegóły, że nie ma czerni w naturze, że nie ma brązów, że twarz wygląda raz tak a raz inaczej i może być niebieska albo zielona, że słońce można zobaczyć zielonym! Najważniejsze jest spotkać się bezpośrednio z obiektem... modelem...
W tym wszystkim nie ma nic atrakcyjnego, w dzisiejszych czasach niewielu chce znać prawdę.
Więc nie jest to wystawa, którą można by się aż tak bardzo pochwalić
Więc nie jest to wystawa, którą można by się aż tak bardzo pochwalić
Adam Korszun